Piłka nożna już od kilku wieków nazywana jest grą i jedyną w swoim rodzaju dyscypliną, która wywołuje tak wielkie emocje, że czasem aż trudno utrzymać nerwy na wodzy i nie dać się ponieść emocjom, które buzują wśród kibiców, jak i samych twórców wydarzeń, czyli grupy piłkarzy. Na godziny przed planowanym wyjazdem na mecz Widzewa nie miałem już najmniejszych wątpliwości, co mnie czeka po przyjeździe do Serca Łodzi, jak popularnie nazywany jest przez kibiców stadion Widzewa Łódź. Tak, co mnie zastało po wejściu na trybunę prasową jest dla kibiców łódzkiego klubu codziennością, tak dla mnie zrobiło to piorunujące wrażenie, które pozostanie w pamięci przez całe życie. Kibice Widzewa urządzili prawdziwe święto, które było wielką uroczystością dla nich samych, a echo wydarzeń i przepiękne obrazki niosą się na cały świat, bo tak dalekosiężny zasięg ma wsparcie kibiców łódzkiego klubu. Choć kibice Widzewa, jak zwykle nie zawiedli i stworzyli niesamowity doping dla swojego ukochanego klubu, tak forma i dyspozycją piłkarzy pozostawia wiele do życzenia.Widzew Łódź rozegrał bardzo przeciętne spotkanie i coraz bardziej można odnieść wrażenie, że drużyna, która była prawdziwym hitem jesieni i sensacją, jak na możliwości klubu, który jest beniaminkiem, powoli zatraca swoją efektowność, choć miejmy nadzieję, że dla dobra ekstraklasy ta nie dyspozycyjność potrwa jeszcze tylko chwilę i Widzew Łódź pada moment wróci do swojej najwyższej formy. Dziś to Stał Mielec po około półrocznej przerwie wreszcie odniosła zwycięstwo w spotkaniu w Ekstraklasie. Za sukcesem stał przede wszystkim Bartłomiej Ciepiela, który już w 10. minucie spotkania popisał się przepiękną bramką. Zawodnik wypożyczony z Legii Warszawa w polu karnym zdołał odnaleźć przestrzeń, aby oddać celny strzał. Uderzył trochę pod poprzeczką i nie pozostawił żadnych szans za skuteczną interwencję Henrichowi Ravasowi. Widzew miał wiele sytuacji do odrobienia strat oraz ewentualnego, późniejszego wyjścia na prowadzenie, ale to Stał Mielec zadała nokautujący cios i podwyższyła prowadzenie na 2:0. Po próbie oddalenia zagrożenia przez Bartłomieja Pawłowskiego, piłkę kawałek przed polem karnym przejął Mateusz Mak i mocnym strzałem nie dał najmniejszych szans bramkarzowi Widzewa, który mimo ofiarnej interwencji i tak nie sięgnął piłki do swoimi rękawicami. Mecz bardzo przyjemnie się oglądali i jesteśmy wdzięczni Widzewowi, że nasza redakcja została przyjęta w sposób bardzo serdeczny, a spędzone chwile na obiekcie Widzewa były dla nas wielka przyjemnością.
03-711 Warszawa
polskifutbol24@gmail.com
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium